Firma L’oreal twierdzi z dumą, że broni prawa do piękna, wobec którego wszyscy- niezależnie od płci czy rasy- są równi, czyli „są tego warci”. Jak podaje w swoim manifeście „jest światowym liderem w dziedzinie piękna”. Nie boi się różnorodności, ponieważ to właśnie ludzie są różnorodni. Widać to bardzo wyraźnie po tworzonych przez L’oreal produktach: są nowoczesne, bardzo wysokiej jakości, innowacyjne i zaskakujące. Ta marka nie boi się wyzwań i niemal każdego sezonu wydaje na rynek kosmetyk zaskakujący, który zmienia podejście kobiet do makijażu. Tak właśnie jest z nowym tuszem False Lash Wings Sculpt. Mała, niebieska maskara budzi zaskoczenie i podziw. Dlaczego?
W świecie blogerek i youtuberek od makijażu szumiało o nim jeszcze zanim trafił na półki w sklepach. To dlatego, ze firma wysłała bezpłatne próbki tuszu najbardziej znanym blogerkom do przetestowania i oceny. W sieci pojawiały się okrzyki uwielbienia i zachwytu.
Tusz należy do serii False Lash Wings, było zatem oczywiste, że można spodziewać się po nim czegoś spektakularnego. Jest to bowiem seria stawiająca na pierwszym miejscu intensywność w wyglądzie rzęs; tusze z tej serii mają dać spektakularny, dramatyczny look i zaskakiwać intensywnym, czarnym kolorem.
Nowy, niebieski False Lash Wings Sculpt nazwany jest „pierwszym kreatorem rzęs” i -według producenta- można za jego pomocą stworzyć trzy aż efekty oszałamiających rzęs.
Przy użyciu wersji Sculpt promowany jest nowy trend w makijażu, czyli „tightline”– polega on na wypełnianiu kolorem przestrzeni między rzęsami. Taka precyzyjna kreska optycznie zagęszcza włoski na samej linii rzęs i sprawia, że oczy stają się wyraziste, a spojrzenie nabiera głębi. Dotychczas każda z nas robiła „tightline” za pomocą kredki lub linera. Usuwanie takiej kreski z linii rzęs przy wieczornym demakijażu było żmudne i pracochłonne, niszczyło też i wyginało rzęsy, ba- samo wykonanie kreski wymagało czasu, cierpliwości i precyzji. L’oral proponuje więc kobietom idealnie wypełnioną kolorem linię, która powstaje szybko i bezproblemowo- już przy codziennym malowaniu oka tuszem. Co więcej- jest ona idealnie zarysowana na linii wodnej, zsynchronizowana z firanką naszych rzęs i odcieniem tuszu- to sprawia, że naprawdę daje wspaniały efekt optycznego, profesjonalnego zagęszczenia.
Innowacją w tym tuszu jest również szczoteczka– niespotykana dotąd i zaskakująca. Wypustki do nakładania tuszu umieszczone są tylko z jednej strony, więc przypomina trochę grzebyk do rzęs, z trzema rzędami ząbków (zw przekroju poprzecznym przypominają kształtem literę V) krótkimi na końcu szczoteczki i zwiększającymi stopniowo swą długość. Ich zadaniem jest pokryć tuszem nawet najkrótsze rzęsy i wyciągnąć je delikatnie ku górze. Kształt pozwala nabrać należytą ilość tuszu, by nadać im fascynującą objętość, a przy tym perfekcyjnie wypełnić kolorem przestrzeń między rzęsami.
Producent zapewnia, że Nasze rzęsy przeżyją metamorfozę. Bez osłabiającej cebulki kredki, bez sztucznych rzęs, wyłącznie przy użyciu tuszu, a przy tym z gwarancją łatwiejszego i nieinwazyjnego demakijażu oczu. Efekt jest powalający. Dwie, trzy warstwy tuszu i nagle , widzimy swoje oko w całkiem innym wydaniu, w pięknej oprawie gęstych, uniesionych, precyzyjnie wyczesanych i rozdzielonych, długich i oczywiście optycznie zagęszczonych rzęs. To zupełnie tak, jakby tusz tworzył na naszych rzęsach piękny pomnik ku chwale kobiecości. Rzęsy wyniesione na postument? Która z Nas tego nie chce?